Kliknij tutaj --> 🌛 dlaczego stalin nienawidził polaków
Narodowe Święto Niepodległości jest obchodzone każdego roku w dniu 11 listopada na pamiątkę odzyskanie przez Polskę niepodległości w 1918 roku. Święto to znieśli komuniści w roku 1945, kiedy przejęli władzę w Polsce. Narodowe Święto Niepodległości powróciło do kalendarza świąt w 1989 roku. Od tamtej pory jest to dzień
WP: "Dlaczego Niemcy kochali Adolfa Hitlera" - kontrowersyjny wykład w Warszawie Adolf Hitler dbał o Niemców, zmniejszył bezrobocie, sprawił, że żyło się im lepiej.
Główną osobą nadzorującą stalinizację polskiego kina był Aleksander Ford. Już przed wojną należał do wojujących lewicowców. We wrześniu 1939 r. okazał swą targowicką postawę, stawiając
W polskiej kolonii Parośla Pierwsza oddział UPA zamordował 173 Polaków. Do podobnej masakry doszło w Lipnikach, gdzie w nocy z 26 na 27 marca 1943 Ukraińcy zamordowali 179 osób. 23 kwietnia
Stalin himself is terrifying. The very first scene he's in, Beria is showing him a list of people marked for arrest. One of them is a writer whose work Stalin likes, but he decides to keep him on. And when Beria asks about the writer's wife, Stalin answers, "On. They're a couple, aren't they?" And he says this with a smile on his face.
Rencontre Celibataire Pres De Chez Vous. Jest styczeń 1962 roku. Rządzącą Polską ekipę Władysława Gomułki odwiedza Wielki Brat z Moskwy – I sekretarz radzieckiej partii komunistycznej Nikita Chruszczow, następca Stalina. Notable i ich świta bawią się i polują w Białowieży. Bawią się na całego, i to tak niefrasobliwie, że idzie z dymem zabytkowy białowieski Domek Myśliwski, pamietający jeszcze czasy carskie. Lecz nie tylko o zabawę w tym spotkaniu chodzi. W drodze na polowanie polscy towarzysze zasypują Chruszczowa pytaniami o destalinizację. Dopytują go o poprzednika, którego "błędy i wypaczenia" odważył się ujawnić. W końcu Chruszczow nie wytrzymuje: "Co wy tak się uparliście na tego Stalina? Przecież to był Polak." Stalin – czyli Józef Wissarionowicz Dżugaszwili – Polakiem? To brzmi jak kiepski dowcip. Ale świadkiem wspomnianych rozmów był milicyjny generał Franciszek Szlachcic, człowiek ministra Mieczysława Moczara . Relacjonując to w 1988 roku dziennikarzowi "Wprost" Markowi Zieleniewskiemu, wciąż nie krył emocji. "To było dość niesamowite. Opowiedziałem o tej rozmowie Moczarowi – nie uwierzył, napomknąłem [premierowi] Cyrankiewiczowi. »Jeszcze nam tego brakowało« – skomentował. Nie dawało mi to jednak spokoju i będąc w Moskwie zacytowałem słowa Chruszczowa pewnemu staremu czekiście. »To nie żart« – zaśmiał się. I opowiedział, jak to znany badacz Azji polskiego pochodzenia, hrabia Przewalski, poznał ubogą Gruzinkę. Ta prosta dziewczyna urodziła dorodnego chłopaka. Była jednak zbyt niskiego stanu, aby liczyć na dozgonne więzy z hrabią, więc szybko znaleziono dla niej męża. Był nim biedny szewc-pijaczyna. Nazywać się miał Dżugaszwili". Potem Szlachcic otworzył przed dziennikarzem encyklopedię, a następnie porównał zdjęcia Przewalskiego i Stalina. Zwrócił szczególną uwagę na spojrzenie, o którym radziecki tygodnik "Ogoniok" napisał: "Pamięć tego wzroku do dzisiaj przejmuje niektórych dreszczem"… Fiksacja pierwszego sekretarza Szlachcic przyznał we wspomnieniach "Gorzki smak władzy", że próbował jeszcze wyciągnąć coś od Chruszczowa, lecz ten nie podjął tematu ojca Stalina. Jednak "wydawało się, że wie coś o tym". Chruszczow długo już nie porządził. W 1964 roku stracił władzę. Do tematu Stalina i Polski wrócił w swoich "Fragmentach wspomnień". Jakby nie słyszał o stalinowskich zbrodniach na Polakach, podkreślał "propolską" politykę poprzednika: "Stalin sprzyjał polskiemu kierownictwu i robił wszystko, żeby Związek Radziecki Polsce dopomógł, czasem nawet z krzywdą dla Związku Radzieckiego. Mam na myśli okropny głód na Ukrainie w latach 1946-47 na skutek klęski nieurodzaju. Ukraina oddała wszystko, co mogła oddać, ale planu jednak nie wykonała. Kołchozy i kołchoźnicy mieli dosłownie puste stodoły, tam był głód, zdarzały się wypadki ludożerstwa i to nie jeden ani dwa. A w tym czasie zebrane z Ukrainy zboże wysyłano do Polski". Chruszczow pisał o tym jako znawca – w końcu był za Stalina szefem komunistycznej partii na Ukrainie. Jak jednak zaznaczał, o wysyłce zboża decydował wąski krąg osób, Ukraińcy nie byli tego świadomi. Polacy zaś i tak utyskiwali na nowe porządki – Chruszczow od polskiej orędowniczki komunizmu Wandy Wasilewskiej usłyszał, że warszawiacy jedzą biały chleb, a i tak "wymyślają na rząd radziecki, że mało daje białego chleba, a zamiast białego przysyła czarny". Polacy narzekali zatem na czarną mąkę, nie wiedząc, że "Ukraińcy, których zboże idzie do Polski, puchną z głodu". Polska prosiła o mąkę, to Stalin dawał, a gdzie indziej panował głód. "Tak wyglądała sytuacja na Ukrainie i w Mołdawii. Czy podobnie było w innych republikach, nie mogę powiedzieć, ale u nas w każdym razie wprowadzono surowy system kartkowy i dlatego jeśli już nie było głodu, to i tłustego życia także nie mieliśmy, tj. ludzie przymierali głodem, a mimo to Stalin wydzielał ziarno i wysyłał do Polski. I to na pewno" – opisywał Chruszczow. Nawet pokusił się o diagnozę, skąd była ta "dobroć" Stalina. – "Ja uważałem, że tak robi, bo chce uzyskać od narodu polskiego rozgrzeszenie, jak to robią ludzie wierzący, za tamto porozumienie z Hitlerem, z którego wynikł rozbiór Polski. A właściwie w jakimś stopniu i nasz udział na początku wojny." Stalin? Rozgrzeszenie? A co z powstaniem warszawskim, któremu dał tragicznie się wykrwawić, stojąc bezczynnie nad Wisłą? Chruszczow nie przypomina sobie, żeby była w tym jakaś złośliwość Stalina, tylko uwarunkowania frontowe i polityczne. "Podeszliśmy pod Kijów, a także zatrzymaliśmy się przed Dnieprem" – powołał się na analogię i dodał już bardziej szczerze: "Nie leżało to w naszym interesie, by popierać generała, który zarządził powstanie. Dlatego, że później wystąpiłby przeciw nam, gdybyśmy go nie uznali, a my byśmy pewnie go nie uznali. A powstanie to inspirował znaczy się Churchill za pośrednictwem Mikołajczyka. Chciał nas postawić, no że tak powiem, przed faktem dokonanym, że my byśmy krew przelewali, przyszli do Warszawy, Niemców przepędzili, a w Warszawie już zasiada rząd polski, już siedzi Mikołajczyk, że tak powiem. No, a usuwać utworzony już rząd, to wywołać pewne komplikacje miedzy sojusznikami, czy nawet tarcia, a to oczywiście nie było pożądane". Można się zastanawiać, czy atakując Stalina i narzekając na sytych Polaków, Chruszczow nie próbował przerzucić win za "wypaczenia" komunizmu na element jak najbardziej "obcy" od rosyjskiego. Bo przecież Stalin nie był jedynym nie-Rosjaninem w komunistycznej wierchuszce. I nie chodzi wcale o Żydów czy Łotyszy, a właśnie o Polaków. O twórcy sowieckiej bezpieki Feliksie Dzierżyńskim słyszeli wszyscy, a nie był jedyny. Historyk, wykładowca i pisarz Jan Ciechanowicz wydał swego czasu zbiór "Polonobolszewia. Siedmiu mędrców sowieckich, czyli jak polska szlachta komunizowała Rosję". Wskazywał w niej, że to właśnie Polacy tworzyli "mózg" komunistycznego systemu. W streszczeniu swej książki wymieniał: "Twórcą teorii i praktyki prawnej komunizmu, prokuratorem generalnym ZSRR przez 35 lat, autorem teoretycznych dzieł utwierdzających krwawy terror był polski szlachcic herbu Trzywdar Andrzej Wyszyński (miał wspólnego z kardynałem Stefanem pradziada). Czołową bojowniczką o »równouprawnienie« kobiet, utalentowaną dyplomatką i uwodzicielką sowieckiego wywiadu była polska arystokratka herbu Ostoja Aleksandra Kołłątaj (z domu Domontowicz). Drugim po Feliksie Dzierżyńskim (herbu Sulima) szefem sowieckiej bezpieki był hrabia Czesław Mężyński herbu Kościesza (narady ścisłego kierownictwa Czerezwyczajki aż do roku 1933 włącznie, odbywały się w języku polskim, a wśród oficerów NKWD rozstrzeliwujących oficerów WP w Katyniu, Miednoje i in. było bardzo wielu Polaków). Głównym teoretykiem szeregu książek z zakresu teorii budownictwa komunistycznego był profesor Stanisław Strumiłło (herbu Dąbrowa), a najwybitniejszym sowieckim dyplomatą i wieloletnim ministrem spraw zagranicznych ZSRR był Andrzej Gromyko herbu Abdank". Fotoportret Mikołaja Przewalskiego Wróćmy jednak do Stalina. W 1946 roku, gdy wedle słów Chruszczowa Józef Wissarionowicz wielce "pomagał" Polsce, Towarzystwo Geograficzne ZSRR zaczęło przyznawać złoty medal imienia Mikołaja Przewalskiego. Tyle tych zbiegów okoliczności, może warto sprawdzić, czy podróżnik podczas swych wędrówek po Azji rzeczywiście mógł zahaczyć o Gruzję i tam dorobić się potomka? I czy ewentualne pokrewieństwo Stalina i Przewalskiego można naukowo udowodnić bądź odrzucić? A poza tym, czy w ogóle możemy traktować Przewalskiego jako Polaka? Najpierw jednak sprawdźmy, czy poza Chruszczowem ktoś jeszcze podważał fakt, że to Wissarion "Beso" Dżugaszwili był ojcem Stalina. Wszyscy ojcowie Józef Wissarionowicz Dżugaszwili urodził się 6 grudnia 1878 roku w Gori w Gruzji. Z jakiegoś powodu podawał jednak zmyśloną datę 21 grudnia 1879 roku. Pewnie zrobił to, chcąc uniknąć poboru do wojska. A może próbował ukryć swoje "nieprawe" pochodzenie? Od dzieciństwa nasłuchał się plotek, że "Beso" wcale nie jest jego ojcem, a matka Jekaterina "Keke" Geładze mało ma ze świętej. "Złe języki" miały używanie i potem, bo ktoś pomagał Dżugaszwilim finansować naukę Józefa w seminarium duchownym. Przecież nie mogli sobie na to pozwolić pozwolić uboga służąca i szewc pijanica! W Gori najczęściej mówiło się, że to bogaty kupiec Jakow Egnataszwili lub podróżnik Mikołaj Przewalski finansowali edukację Józefa. Już wcześniej, ze względu na niski wzrost i ociężały krok nazywano chłopaka "konikiem Przewalskiego". Lecz w gronie domniemanych kochanków "Keke" i potencjalnych ojców Stalina znaleźli się także: przyszły car Aleksander III (!), pop Christofor Czarkwiani i oficer policji Damian Dawriczewy. Sporo ważnych osób jak na prostą służącą, nawet jeśli w owych czasach w Gruzji posiadanie kochanki było na porządku dziennym… Biograf Jurij Boriew w "Prywatnym życiu Stalina" wskazywał jak takie plotki były dewastujące dla "Beso", męża Jekateriny: "Trójkąt małżeński jest nie do zaakceptowania przez ludzi Wschodu – poczucie hańby wygnało Dżugaszwilego z domu. Stalin wychowywał się i dorastał w atmosferze powszechnej pogardy, okazywanej poczętemu w grzechu, nieślubnemu dziecku. Być może to właśnie stało się źródłem jego kompleksu niższości, który przerodził się później w pragnienie władzy i przemocy nad innymi. Opowiadają, że w latach trzydziestych, kiedy Stalin był w Tbilisi (Tyflisie), zapytany, jak czuje się jego matka, odpowiedział: »Nie obchodzi mnie, jak żyje ta stara k...«. Natomiast dwaj bracia Egnataszwili cieszyli się szacunkiem i życzliwością Stalina. Otworzył im drogę do kariery, wprowadzając w skład Rady Najwyższej Gruzji. Po XX Zjeździe (1956) pojawił się we Francji emigrant, który podawał się za brata Stalina i syna księcia Egnataszwili. Twierdził, iż wcześniej nie mógł przyznać się do tego pokrewieństwa z obawy o swoje życie". Dodajmy, że takie samo imię jak stary Egnataszwili – Jakow – otrzymał jeden z synów Stalina. Notabene, trafił do niewoli podczas walk z Niemcami na Białorusi, w lipcu 1941 roku. Dyktator niewiele zrobił by go uwolnić – Jakow Dżugaszwili zginął w obozie koncentracyjnym w Sachsenhausen. Ale Stalin i tak nie wydawał się gorszy od "Beso" kilkadziesiąt lat wcześniej. Rodzina patologiczna "Beso" tylko pił i wyzywał dziecko "Keke" od bękartów. Raz w gniewie rzucił chłopcem tak mocno o podłogę, że mały przez kilka dni sikał krwią. Nie zapewnił mu utrzymania – to "Keke" musiała zadbać o syna, najmując się do fizycznej pracy w domach bogaczy. Nic dziwnego, że Józef o "Beso", niepiśmiennym szewcu-pijaku, który ostatecznie zginął podczas pijackiej bójki, dużo nie wspominał. Skoro jednak matka tyle dla niego poświęciła, dlaczego Stalin wyzywał ją przy znajomych? Dlaczego po rewolucji październikowej tylko dwa razy odwiedził "Keke", a ona nigdy nie pojechała do niego do Moskwy? Na pogrzebie matki w 1937 roku Stalin nawet się nie pojawił. Słynny reżyser z Tbilisi, Siergiej Paradżanow, zapewniał, że dyktator nawet nigdy nie odwiedził grobu matki! Przysłał za to na pogrzeb wieniec z napisami po gruzińsku i rosyjsku: »Mojej drogiej i ukochanej matce syn Josif Dżugaszwili (Stalin)«. Przetrwały też króciutkie listy, które do niej pisał (wrażliwy człowiek – kiedyś brał się nawet za wiersze!). Po dojściu bolszewików do władzy wprowadził zaś matkę do pałacu byłego carskiego namiestnika. Kiedy był na szczycie, "Keke" zapytała go ponoć, kim teraz jest. Nie rozumiała, gdy odpowiedział, że sekretarzem komitetu centralnego partii. "Jestem kimś w rodzaju cara". Matka stwierdziła wówczas, że razy, które zebrał od niej w dzieciństwie, nie poszły na marne: "Wyszedłeś na ludzi". Na pożegnanie powiedziała jednak: "Mimo wszystko szkoda, że nie zostałeś popem". Dziwne, jak wielu znaczących psychologicznych tropów można doszukać się w tej krótkiej anegdocie. Stalin porównuje się do cara, a plotka mówiła, że mógł być synem Aleksandra III. Rozmawia o przemocy w domu, a kupca Egnataszwilego znano z walk na pięści. Matka żałuje, że syn nie został popem – a kolejnym domniemanym jej kochankiem był duchowny Czarkwiani. Ostatecznie Stalin stał się dyktatorem, władającym policyjnym państwem – a właśnie policjantem był Dawriczewy, kolejny kandydat na jego ojca. Oczywiście naciągamy tu sens wymiany zdań miedzy matką a synem. Dowiedliśmy jednak ponad wszelką wątpliwość, że stosunki Stalina z "Keke" były skomplikowane, pełne podtekstów. Od "Beso" całkiem się dystansował. Pewnie dorastając marzył nawet, żeby to nie on był jego prawdziwym ojcem. Ba, może ani Józef, ani nawet matka nie mieli co do tego pewności? Już będąc u steru władzy Stalin sugerował, że spłodził go Egnataszwili. Innym razem powiedział jednak na przyjęciu, że jego ojcem był pop. A Przewalski? Jego potraktował Stalin w sposób szczególny… (...). Ciąg dalszy historii w książce "Bardzo polska historia wszystkiego" autorstwa Adama Węgłowskiego, która ukazuje się nakładem wydawnictwa Znak Horyzont. Foto: Znak Horyzont
Pod koniec lat 20. Stalin zaplanował przyspieszenie rewolucji. Pierwsza pięciolatka miała zlikwidować bogate chłopstwo, a resztę zrzeszyć w kołchozach. Postanowiono także znacznie zwiększyć wydajność przemysłu. Robotników należało więc zmusić do pracy ponad normę, nie biorąc jednak pod uwagę faktu, że wykonywali oni ją na starych, pamiętających jeszcze carską epokę, maszynach. Przemęczeni, głodni ludzie i wyeksploatowane urządzenia – to z pewnością groziło wieloma wypadkami. A te z kolei mogły skutkować niepokojami car miał jednak „genialną” wymówkę i jeszcze bardziej błyskotliwy pomysł, jak zaradzić tym problemom: „przyczyną przyszłych nieszczęść będą (…) sabotażyści. Fachowcy i specjaliści, wykształceni jeszcze za cara. Oczywiście nienawidzą dyktatury proletariatu. I szkodzą”. Stalin trafnie postawił na ślepą nienawiść ciemnych mas do ludzi wykształconych i inteligentnych. Znalazł też ujście w tej nienawiści: w ulubionym słowie tłumu „bij”.Inżynierowie twoim wrogiem!Czekiści pod wodzą funkcjonariusza służb specjalnych ZSRR najwyższego szczebla, Gienricha Jagody, z ochotą wzięli się więc za realizację stalinowskiego pomysłu. Masowe aresztowania dotknęły profesorów, ekonomistów, specjalistów w dziedzinach nauki i techniki. Państwowa propaganda informowała społeczeństwo, że w kraju działa potężna, podziemna, „przemysłowa” organizacja terrorystyczna licząca 200 tysięcy członków. I gotowa jest do przejęcia władzy!Efektem tego „polowania na czarownice” był szereg pokazowych procesów. Niektóre z nich zostały starannie wyreżyserowane przez samego Stalina. A jak zareagował prosty lud? Oczywiście oburzeniem, domagając się na wiecach rozstrzelania podłych trzeba chyba dodawać, że skutki tego posunięcia były opłakane dla sowieckiej gospodarki. W fabrykach i kopalniach zabrakło doświadczonych specjalistów. Ponieważ zarządzanie placówkami przejęli ludzie niewykształceni, dochodziło do przestojów w produkcji. Stalin jednak i na to znalazł antidotum – rozkazał dowozić kadrę kierowniczą do zakładów z więzień – a na nocleg odstawiać ich tam z powrotem!Towarzysz Stalin ruguje nieprzyzwoite scenySeks w państwie radzieckim nie istniał, przynajmniej teoretycznie. Zgodnie z oficjalną linią partii prawdziwy bolszewik musiał mieć czyste, niczym nieskalane myśli. To jednak nie przeszkadzało licznym szychom z otoczenia Stalina oddawać się z upodobaniem cielesnym uciechom, niekiedy dość perwersyjnym. Sam dyktator oprócz dwóch żon miał liczne kochanki. Wśród jego wybranek znalazła się i gosposia, z którą ponoć łączył go intymny związek do końca potrzeb propagandowych Stalin był jednak skromnym, pruderyjnym komunistą. Nawet widok nagich kolan jego córki Swietłany, czy jej zbyt wyzywające spojrzenie na fotografiach, przyprawiały go o wściekłość. Wódz w tych sprawach ingerował również w kino, które uważał za „najważniejszą ze wszystkich sztuk” (rzecz jasna ze względu na bycie głównym narzędziem w utrwalaniu jego posągowego wizerunku). Pewnego razu sowieckiego dyktatora tak zbulwersował „zbyt namiętny” pocałunek w pierwszej scenie uroczej komedii muzycznej „Wołga, Wołga”, że rozkazał ją wyciąć. Jego urzędnicy, chcąc przypodobać się wodzowi, poszli jeszcze dalej i zakazali jakichkolwiek pocałunków we wszystkich radzieckich filmach!Podobnie było z drugą częścią ekranizacji o Iwanie Groźnym pt. „Spisek bojarów” w reżyserii Siergieja Eisensteina z 1948 roku. Stalin, który mocno identyfikował się z carem, czuł się zniesmaczony sceną pocałunku Iwana. Podobnie, jak w przypadku poprzedniej kinowej produkcji, uznał ją za zbyt długą i polecił wyciąć. Sam film wzbudził jednak takie kontrowersje w partyjnych kręgach, że odłożono go na półkę i pokazano oficjalnie dopiero w 1958 dyktatora nie ograniczała się tylko do kina. Kiedy podczas opery „Eugeniusz Oniegin” jedna z jej głównych bohaterek, Tatiana, pojawiła się na scenie ubrana tylko w koszulę nocną, wódz miał wykrzyknąć: „Jak kobieta może pokazywać się mężczyźnie w takim stroju?” Nietrudno się domyślić, że w następnych przedstawieniach reżyser zmuszony był ubrać kobietę w nieco bardziej purytański pasja dyktatoraJednym z hobby Stalina było pielęgnowanie ogrodu. Spędzał w ten sposób praktycznie każdą wolną chwilę. Do pracy na grządkach zmuszał również swoich partyjnych towarzyszy. Dyktator uważał się wręcz za eksperta w tej dziedzinie. Obok swoich licznych dacz, czyli małych domków letniskowych, polecił zbudować szklarnie, w których sadził… cytrusy. Uwielbiał też róże. Jako zdeklarowany wyznawca „łysenkizmu” uważał, że każda roślina zdolna jest przystosować się do nowych, nawet ekstremalnych warunków. Jak stwierdził Simon Ings w swojej najnowszej książce „Stalin i naukowcy”:W 1946 roku z wyjątkową pasją skupił się na cytrynach, zlecając ich sadzenie nie tylko na wybrzeżach Gruzji, gdzie radziły sobie całkiem nieźle, ale także w takich miejscach jak Krym, gdzie błyskawicznie wyniszczyły je zimowe wcale to jednak nie zniechęciło, wprost przeciwnie. W 1949 roku radzieckie gazety doniosły, że uczeni znaleźli sposób, aby zamienić piaszczystą pustynię Kara-kum w kwitnącą plantację bawełny. Podobne próby czyniono już dwadzieścia lat wcześniej, kiedy zbudowano sieć kanałów irygacyjnych doprowadzających do pustyni wodę z wielkich rzek: Amu–darii i Syr–darii. Całe przedsięwzięcie zakończyło się fiaskiem, ponieważ woda, zanim dotarła do plantacji, wyparowywała bądź wsiąkała w piaszczystą glebę. Zaczęło też wysychać Jezioro Aralskie, które dziś wygląda jak ciekawe, pogląd, że rośliny można zmusić do życia w nowych dla nich warunkach, próbowano przetestować w praktyce również w stalinowskiej Polsce. W Instytucie Hodowli i Aklimatyzacji Roślin w Puławach pojawiły się poletka ryżowe. Nasze pegeery również przygotowywały się do podjęcia upraw ryżu na dużą skalę. Niestety, eksperyment był kosztowny, zbiory marne, a na fali odwilży po 1956 roku w ogóle zrezygnowano z tych doświadczeń. I w ten sposób straciliśmy niepowtarzalną okazję, by stać się światową potęgą w produkcji ryżu. Pierwszy kowboj Hollywood na celowniku towarzysza StalinaWiadomo już, że Józef Stalin był wielkim wielbicielem kina. Jego zamiłowanie miało ponadto dość sprecyzowane granice. Uwielbiał on oglądać zwłaszcza filmy historyczne i klasyczne amerykańskie westerny. Był jednak pewien aktor, którego dyktator rzekomo serdecznie nienawidził. A był nim sam John Wayne: znany, zaangażowany politycznie prawicowiec, popierającym antykomunistyczne działania senatora Josepha McCarthy’ Chruszczow twierdził, że Stalin rozkazał zlikwidować ówczesną ikonę Hollywood. Sowieckie służby w 1951 roku miały nawet wynająć w tym celu dwóch płatnych zabójców. Pewnego dnia pojawili się oni w biurze Johna Wayne’a, podając się za agentów FBI. Nie przewidzieli jednak, że ich zamiary zostały rozszyfrowane przez prawdziwych funkcjonariuszy amerykańskiego kontrwywiadu. Szybko zostali więc aresztowani. Obaj mieli potem poprosić o azyl w Stanach wierzyć Chruszczowowi, takich prób zgładzenia Wayne’a było co najmniej kilka. Czekiści zaprzestali polowania na niego dopiero po śmierci Stalina. Wtedy to władzę w Związku Radzieckim przejął właśnie Nikita Chruszczow i anulował wyrok śmierci, wydany na aktora przez czerwonego wódz odkrywa prawdę odkrytąPrzywódca Związku Radzieckiego był bardzo oczytany i posiadał ogromną bibliotekę. Znał się więc na wszystkim. W sprawach związanych na przykład z higieną „odgadnął”, w których miejscach w Moskwie należy postawić publiczne toalety. Znał również skład mydła najlepszego do użytku przez klasę robotniczą. Wiedział również, ile narzędzi będzie potrzebnych do obsługi czołgu T-34. Ba, umiał nawet rozwikłać tak zawiły problem, jak określenie parametrów łopatek sprężarki turbinowej silnika lotniczego AM-35! Mało? Stalin był ponoć również „wybitnym” lingwistą. Boris Bażanow, jeden z jego sekretarzy twierdził, że Wódz:jest niedokształcony i nie jest w stanie powiedzieć nic rozsądnego i rzeczowego na temat dyskutowanych problemów. (…) Jego przemówienia zawierają mało treści. Mówi z trudem, dobiera słowa wodząc oczami po suficie. Żadnych prac nie pisze; to co uchodzi za jego dzieła, to wystąpienia i przemówienia, wygłaszane przy rożnych okazjach – później sekretarze tworzą ze stenogramów coś w rodzaju te wszystkie ułomności nie przeszkodziły w pojawieniu się w 1950 roku drukiem jego pracy zatytułowanej „Marksizm a zagadnienia językoznawstwa”.Dla jasności, „największy językoznawca świata” – jak wtedy określali go współcześni mu pochlebcy – znał tylko dwa języki: ojczysty gruziński i rosyjski, w którym mówił z wyraźnym gruzińskim akcentem. W związku z publikacją lingwistycznych wynurzeń Wodza, przez ZSRR przewaliło się wówczas istne szaleństwo. Jego tezy okrzyknięto historycznymi, pojawiło się na ich temat mnóstwo prac naukowych, odbyto wiele sesji, również w naszym kraju. Tymczasem, cytując profesora Leszka Kołakowskiego, Stalin po prostu odkrył, że:francuscy kapitaliści mówią po francusku, a francuscy robotnicy także po francusku, nie zaś w innym języku, oraz że Rosjanie przed 1917 rokiem mówili po rosyjsku, a po 1917 roku także po rosyjsku, nie zaś w innej Stalina był rzeczywiście błyskotliwy intelektualista, nieprawdaż? Bibliografia:Boriew Jurij, Prywatne życie Stalina, Oficyna Literacka Rój, Warszawa Rodney, Krwawi mordercy, maniacy szaleni i nienawistni – Od starożytności do czasów współczesnych, Bellona, Warszawa Simon, Stalin i naukowcy, Agora, Warszawa 2017 Kenez Peter, Odkłamana historia Związku Radzieckiego, Bellona, Warszawa Piotr, Łysenkizm w botanice polskiej, „Kwartalnik Historii Nauki i Techniki”, tom 53/2 Leszek, Główne nurty marksizmu tom 3, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa Evan, Czas Stalina, Bellona, Warszawa Sebag Simon, Stalin. Dwór czerwonego cara, Wydawnictwo MAGNUM, Warszawa Edward, Stalin, Wydawnictwo MAGNUM, Warszawa Józef, Marksizm a zagadnienia językoznawstwa, Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (Uniwersytet Warszawski), Warszawa Tadeusz, Stalin i filmowcy, plik pdf. dostęp 4 listopada Kaliński - specjalista od II wojny światowej i działań sił specjalnych, a także jeden z najpoczytniejszych w polskim internecie autorów z tej dziedziny. Od 2014 roku stały publicysta "Ciekawostek W 2017 roku opublikował bestsellerową "Czerwoną zarazę", a w sierpniu 2018 roku na księgarskie półki trafił "Bilans krzywd". Współautor "Polskich triumfów" i "Polskich bogów wojny".Zobacz także: Najpiękniejsza kobieta EuropyOceń jakość naszego artykułu:Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze mial ukonczone studia duchowne na jego charakterem został by archimandryta w przyjęciem święceń udał się na urlop gdzie wśród kolejarzy wpadł w zle rewolwerowcem w napadach na konwoje pieniężne dla potrzeb parti bolszewickiej’Rozpoczal życie łajdaka i takim tez czystości seksualnej rewolucjonistów bzdury. Obecność inżynierów w łagrach tłumaczy Sołżenicyn. Wśród publiczności tego tekstu wyczuwa się zapach pościeli wilgotnej od łez po ubeckich przywilejach i ujadanie neobolszewików, dla których komunizm to ładne meble i wielka płyta "rozdawana" młodym małżeństwom. Jagoda wcale nie wykazywał entuzjazmu i dlatego zapłacił najwyższą cenę. Ślepego wykonawcę swoich szalonych i zbrodniczych pomysłów znalazł Stalin w łotewskim bękarcie-Jeżowie. Czyz by inteligecja z POKOmanow, opierajac sie na madrosciach-klamstwach i technice samego Jozefa ten sam(tylko im znany sPOsob)chciala KODowym sposobem przejac wladze w Polsce?jako jego wyznawcy PO wsze czasy?Stali Bił Tylko Tych co TRZEBA - Polskich sie powtarza. Kiedyś wszystkiemu wini byli kapitaliści i obszarnicy a teraz wszystkiemu winni są "komuniści". Buahhahaha! To napiszcie o Roosvelcie i Churchilu! Bo ten "niewykształciuch" jechał z nimi jak z dziećmi! Autor tych wypocin za panowania "Soso" pisał by peany na jego cześć, jak nijaka Szymborska! Aha, szczególnie jest śmieszny zarzut, że znał tylko dwa języki! eeee to nie o krasnalu?? to nie czytamZachód stworzył komunę w Rosji by mieć rynki interes zrobili Żydzi ponieważ komuną w Rosji sterowani Żydzi. Więc po II-giej Wojnie Światowej to ta społeczność najbardziej się bogaciła, ponieważ USA też rządzili Żydzi i ich bankierzy i przedsiębiorcy grali znacznymi kartami wiedząc w co inwestować. Ale teraz o tym się nie mówi, ponieważ to jest niepoprawnie że po śmierci Stalina Gorbaczow nie został przywódcą ZSRR. Zupełnie inaczej by to się potoczyło. Tylko, że Gorbaczow w 1953 r. miał 22 lata i niestety był za młody na takie wysokie stanowisko. Szkoda. Naprawdę szkoda. A my mamy "Jarozbawa" który też wszystko wie i na wszystkim się zna. Jego genialne pomysły o przekopie, centralnym lotnisku, milionach elektrycznych aut, trzech milionach mieszkań i wiele, wiele innych, motywuje naród do pracy i będzie pamiętanych przez wiele następnych pokoleń. Widocznie naród rosyjski zasłużył sobie na takiego przywódcę. Jaki naród , taki nie dyktator stali nie byloby polski , winni dojscia Stalina do wladzy siedza i dumaja kto zaivestowal grube miliony w obalenie cara i rewolucje to jest pierwszy faktor....
"Ludzie, którzy otaczają Putina, to cynicy. Interesuje ich władza i desperacko poszukują ideologii, która sankcjonowałaby ich sposoby rządzenia." - tak niemiecki historyk Jörg Baberowski komentuje próby obrony stalinowskiego dziedzictwa we współczesnej Rosji. W rozmowie z Bogdanem Zalewskim prof. Baberowski analizuje fenomen krwawego satrapy i jego niewolniczego sowieckiego imperium. Przedstawia własną interpretację postaci Iosifa Wissarionowicza Dżugaszwili znanego na całym świecie pod bolszewickim pseudonimem - Stalin. Pretekstem do rozmowy z uczonym była jego najnowsza książka, opublikowana w Niemczech pod tytułem "Verbrannte Erde. Stalins Herrschaft der Gewalt" ("Spalona ziemia. Przemoc stalinowskiej władzy"). Jej tłumaczenie na język polski już ukazało się na rynku księgarskim. Książkę wydała oficyna "Prószyński i S-ka". Bogdan Zalewski: Moim gościem jest niemiecki historyk Jörg Baberowski autor monumentalnego studium "Stalin. Terror absolutny". Dzień dobry, panie profesorze. Profesor Jörg Baberowski: Dzień dobry. Na początek - wybaczy pan - mam osobiste pytanie. Pana nazwisko brzmi znajomo dla nas Polaków. Czy pan ma polskie korzenie? Mój dziadek pochodził z Polski. Wyemigrował do Niemiec pod koniec XIX wieku. To dlatego moje nazwisko ma polskie brzmienie. Pytam o to, ponieważ w pana książce są fragmenty poświęcone Polsce i Polakom. Opisuje pan masowy mord na Polakach jeszcze przed Katyniem. Dlaczego Stalin wydał rozkaz wymordowania polskiej mniejszości w Związku Sowieckim przed wybuchem II wojny światowej? Stalin wiedział, że mniejszości narodowe, które mają ojczyzny poza granicami Związku Sowieckiego będą źródłem kłopotów Ponieważ, nauczony doświadczeniem carskich władz w XIX wieku, wiedział, że mniejszości narodowe, które mają ojczyzny poza granicami Związku Sowieckiego będą źródłem kłopotów. To dlatego tak traktował na przykład Chińczyków w Azji Środkowej, Polaków, Estończyków, Łotyszy, Niemców. O jakie kłopoty chodziło? W latach dwudziestych bolszewicy sądzili, że ich polityka narodowościowa będzie atrakcyjna dla Polski, Finlandii, Estonii. Później - po kolektywizacji - okazało się, że tysiące ludzi, chłopów, uciekły ze Związku Sowieckiego do Turcji, do Chin, do Polski i innych ościennych krajów. Wtedy bolszewicy uświadomili sobie, że to stanowi niebezpieczeństwo dla nich, bo inne państwa są znacznie bardziej atrakcyjne niż ZSRR. To była jedna z przyczyn, dlaczego Stalin uważał, że mniejszości posiadające kraje ojczyste poza Sowietami to polityczni wrogowie. Opisuje pan sowieckie czystki etniczne, gehennę ludzi uwięzionych w Gułagu, w obozach koncentracyjnych. Czy możemy porównać Stalina do Hitlera? Tak, możemy porównywać, a porównując te dwa reżimy, uświadomić sobie, że oba były straszne, ale na różne sposoby. Pozwoli pan, że to wyjaśnię. Hitler podbijał inne państwa i tam wprowadzał swój terror. Natomiast terror Stalina był skierowany do wewnątrz Związku Sowieckiego, był wymierzony we własne społeczeństwo. To główna różnica, z jednym, głównym wyjątkiem - niemieckich Żydów, oczywiście. Hitler podbijał inne państwa i tam wprowadzał swój terror. Natomiast terror Stalina był skierowany do wewnątrz Związku Sowieckiego, był wymierzony we własne społeczeństwo Pana ostatnia książka "Stalin. Terror absolutny" różni się od poprzedniej, zatytułowanej "Czerwony terror". Dlaczego postanowił pan napisać coś nowego na temat stalinizmu, co spowodowało, że zmienił pan stosunek do dyktatora i jego krwawego reżimu? Była to głównie lektura stalinowskich dokumentów. Spędziłem kilka lat w moskiewskich archiwach, czytając papiery Stalina i jego popleczników - Kaganowicza, Mołotowa. Zaskoczyło mnie, że ani Stalin, ani jego ludzie nie mówią o ideologii. Przyszło mi do głowy, że ludzie, którzy kreowali terror, nie mieli innego wyjścia, jak kontynuować akcje przemocy. W dokumentach archiwalnych są zapisane ich rozmowy na temat technik deportacji i zabijania ludzi. Oni w ogóle nie mówili o komunizmie! Nie poruszali tematu nowego społeczeństwa, nowego człowieka. Oczywiście jako przekonani komuniści chcieli stworzyć nowe społeczeństwo, ale to nie wyjaśnia przemocy. Byli bowiem inni marksiści, w innych państwach, którzy nie wymordowali setek tysięcy i milionów ludzi. Destalinizacja w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku pokazała, że Związek Sowiecki mógł się zmienić, mimo że pozostał wciąż państwem marksistowskim. Dlatego byłem coraz bardziej przekonany, że horror stalinizmu w mniejszym lub większym stopniu wynikał z osobowości Stalina i jego sposobu rządzenia. Horror stalinizmu w mniejszym lub większym stopniu wynikał z osobowości Stalina i jego sposobu rządzenia Porozmawiajmy więc o technologii władzy. W jaki sposób Stalinowi udało się skoncentrować na sobie taką potęgę? Uważam, że przede wszystkim on stwarzał sytuacje przypominające wojnę takie jak kolektywizacja rolnictwa, kiedy wydał rozkaz deportacji ponad dwóch milionów chłopów. To spowodowało problemy, wywołało opór. To było jak wojna domowa w Związku Sowieckim na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych. Bolszewicy byli nieliczną mniejszością bez poparcia społecznego, w odróżnieniu od Hitlera, który cieszył się ogromnym poparciem w Niemczech. To wykreowało sytuację, w której Stalin mógł zmusić swoich zwolenników do posłusznego wykonywania swoich rozkazów. On był wodzem, on był osobą, która potrafi rozwiązywać problemy. Oni wszyscy - Mołotow, Kaganowicz, Mikojan, Chruszczow - byli przekonani, że Stalin jest jedyną osobą, z tym wszystkim sobie poradzi. Dlatego on zyskał taką władzę nad nimi, że w końcu stali się w mniejszym lub większym stopniu jego niewolnikami. Napisał pan, że Stalin stosował w polityce metody przypominające mafijne relacje, ale dlaczego inni aparatczycy stali się jego niewolnikami? Stalin demonstrował swoim zwolennikom, że łatwiej będzie im przetrwać, kiedy będą słuchać jego rozkazów, niż gdyby mieli się im opierać. To jest jak w organizacjach zorganizowanych na podobieństwo mafii. Ponieważ w sytuacjach przypominających wojnę, on demonstrował swoim zwolennikom, że łatwiej będzie im przetrwać, kiedy będą słuchać jego rozkazów, niż gdyby mieli się im opierać. To jest jak w organizacjach zorganizowanych na podobieństwo mafii, w których szef wykazuje, iż tylko lojalna osoba uratuje własną skórę. Chruszczow zawsze mawiał: "Lepiej dla nas być lojalnymi niż podejmować ryzyko". To było po prostu zbyt ryzykowne sprzeciwić się Stalinowi. To była jednak z przyczyn, dlaczego oni skończyli z tymi technikami władzy po śmierci dyktatora w 1953 roku. Dlaczego świat zachodniej demokracji pozwolił na takie piekło na ziemi, dlaczego sprzymierzył się ze Stalinem, sowieckim potworem? Jedną z przyczyn był Hitler i narodowy socjalizm. Na przykład USA nie były chętne do współpracy z bolszewikami i ustanowiły relacje dyplomatyczne dopiero w 1933 roku. Przed tą datą Amerykanie mówili jasno: "nie jesteśmy w stanie zaakceptować państwa, które jest oparte na niewolniczej pracy, nie akceptujemy tego." W końcu wszyscy to zaakceptowali, uznając ZSRR jako partnera. Musieli tak uczynić, ponieważ podjęli walkę z narodowym socjalizmem. To był jeden z powodów, dlaczego komuniści mogli usankcjonować swoją przemoc zwłaszcza po 1941 roku, po napaści Hitlera, bo mogli powiedzieć: "to był jeden ze sposobów na przetrwanie w walce z nazistami". Z tego, co pamiętam to była też metoda stosowana przez partię komunistyczną w Polsce. Polscy komuniści też twierdzili, że terror jest konieczny w walce z faszystami i nazistami. To ironia historii, ale przypuszczam, że gdyby nie wybuchła II wojna światowa, Związek Sowiecki by nie przetrwał. To ironia historii, ale przypuszczam, że gdyby nie wybuchła II wojna światowa, Związek Sowiecki by nie przetrwał. Pomówmy przez chwilę o Władimirze Putinie. Putin spotkał się niedawno z kreatorami nowej historycznej polityki w Rosji. Oto, co śmiał oświadczyć. Pozwoli pan, że zacytuję jego wypowiedź: "Są tacy, którzy twierdzą, że za sprawą stalinowskiego reżimu Europa Wschodnia pogrążyła się w ciemnościach po drugiej wojnie światowej. Jednak, jakie byłyby konsekwencje, gdyby faszyzm wygrał? Niektóre narody zostałyby całkowicie zgładzone. Zostałyby po prostu anihilowane." Mógłby pan skomentować te słowa? Z jednej strony: to prawda, co on mówi. To byłaby katastrofa dla mieszkańców Wschodniej Europy, gdyby narodowy socjalizm wygrał II wojnę światową. Oczywiście nastąpiłaby eksterminacja Żydów. To samo spotkałoby prawdopodobnie inne narody. Jednak, z drugiej strony, to jest zawsze sposób, w jaki sowieccy i rosyjscy przywódcy próbują usankcjonować własne metody przemocy i terroru. Jest problem z rosyjskimi elitami i liderami nawet w dzisiejszych czasach. Oni nie chcą tego zaakceptować, ale oni muszą to przyjąć, że ich imperium już nie istnieje, że Stalin i stalinizm, tak jak Hitler i hitleryzm, był tragedią. To była wielka pomyłka, coś strasznego także dla Rosji i Związku Sowieckiego. Jednak zwycięstwo w II wojnie światowej jest dla nich zawsze punktem odniesienia . To już jest tradycyjna linia propagandowa od Breżniewa do Putina. Ja zawsze z uwagą śledzę opinie Aleksandra Dugina, oficjalnego rosyjskiego propagatora ideologii eurazjatyckiej. Stwierdził on, że w końcu odkrył narodową ideę dla Rosji: nie budowanie dróg, szpitali i szkół; nie poprawa warunków życia obywateli. Nie! Najważniejsze jest opanowanie Europy i uczynienie z niej rosyjskiego protektoratu. Czy to nie jest jakaś nowa forma stalinizmu? Ma pan na myśli: obecnie, w dzisiejszych czasach? Tak, dzisiaj. Dugin to wybitna postać we współczesnej Rosji. Ludzie, którzy otaczają Putina, to cynicy. Interesuje ich władza i desperacko poszukują ideologii, która sankcjonowałaby ich sposoby rządzenia. Wiem, ale nie powiedziałbym, że to jest nowa forma stalinizmu. Ta ideologia pokazuje po prostu, że są ludzie którzy nie mogą zaakceptować upadku imperium. Nie traktuję tego bardzo poważnie, ponieważ Rosja nie jest już światowym mocarstwem i nie zagraża takim państwom jak Polska. Większość rosyjskich intelektualistów nie traktuje poważnie tych nonsensów. To żart, prowokacja, albo coś w tym rodzaju? Ludzie, którzy otaczają Putina, to cynicy. Interesuje ich władza i desperacko poszukują ideologii, która sankcjonowałaby ich sposoby rządzenia. To wszystko. To tylko cynizm, którego nie warto brać serio. Wróćmy do pana książki. Moją reakcją na pana książkę powinna być owacja na stojąco albo długie klaskanie. Jednak nie uczynię tego, ponieważ pamiętam pewną scenę, którą pan opisał. Zgadnie pan którą? Tak, kiedy nikt nie ośmielił się przerwać klaskania, kiedy padło nazwisko Stalina. To pan ma na myśli? Oczywiście. Rok 1937. To prawda. Scena opisana przez Aleksandra Sołżenicyna. Nie będę więc nawiązywał do stalinowskich tradycji długiego klaskania i owacji na stojąco. Chciałbym podziękować w prostych słowach, z całego serca za tę niezwykle cenną książkę. Dziękuję. Będę zachęcał wszystkich w Polsce, aby uważnie przeczytali ten opasły tom "Stalin. Terror absolutny". Bardzo dziękuję . Z przyjemnością z panem rozmawiałem.
„Porządnym robotnikom powinno się wydać pałki, żeby na koniec dnia mogli sobie użyć do woli na Żydach” – tak Nikita Chruszczow relacjonuje reakcję Stalina na wieść o robotniczym strajku w jednej z fabryk. Dyktator nie cierpiał Żydów, nie ufał im, a najbardziej uczulony był na syjonistów. W swoim otoczeniu nieustannie poszukiwał ukrytych Żydów lub ich agentów. Oskarżał własną córkę Swietłanę o podstępne „wprowadzanie Żydów do rodziny”. Był jednak lepszym taktykiem od Hitlera. Nie chwalił się głośno fobiami. Umiejętnie wyzyskiwał nastroje antysemickie do własnych celów. Ale równie sprawnie wykorzystywał samych Żydów: w Armii Czerwonej walczyło ich niemal pół miliona, ponad trzystu dosłużyło się stopnia generała, wielu nadano tytuł Bohatera Związku Radzieckiego. Kiedy jedni Żydzi z entuzjazmem witali rewolucję, bo niosła kres caratowi, który z antysemityzmu uczynił stałą metodę rozładowywania społecznych napięć, inni Żydzi ginęliw czystkach. Działo się tak i podczas rewolucji październikowej, i w latach 30., i po wkroczeniu Sowietów na tereny krajów przyznanych im paktem Ribbentrop-Mołotow. „Nasz wyrok śmierci został zamieniony na dożywotnie więzienie”, zauważyła jesienią 1939 r. Miriam Rejzen, Żydówka z Wilna, po wkroczeniu do miasta wojsk sowieckich zamiast niemieckich. Była zbyt wielką optymistką. Wkrótce Żydzi tysiącami zaczęli trafiać do łagrowych transportów. Mieli umierać w sowieckich gułagach tak samo jak Polacy, Ukraińcy czy Rosjanie. Jeśli przeżyli, nie oznaczało to końca ich męki. Nieważne, że komuniści traktowali ich jako wrogów klasowych. Po powrocie do domów stawali się w oczach sąsiadów żydokomuną. Armia Czerwona była siedliskiem antysemityzmu, przypomina Catherine Merridale, autorka nierównej, ale zgrabnie napisanej „Wojny Iwana”. Jednym z zadań sowieckiej cenzury było eliminowanie informacji o antysemityzmie i prześladowaniu innych mniejszości w oddziałach frontowych. Nie wolno było też informować o skali masowych mordów dokonywanych przez Niemców na Żydach. Na ten zakaz skarżyła się nawet tak wielka gwiazda sowieckiej propagandy jak Ilija Erenburg. Stalin nie chciał współczucia dla ofiar Holokaustu. Główną ofiarą wojny miał być naród do antysemickich ekscesów dochodziło w samym Związku Radzieckim, z dala od linii frontów. Fala uchodźców żydowskich przyczyniła się tam do powstania mitu, że Żydzi to tchórze i dekownicy, którzy nie chcą walczyć z Hitlerem. To wystarczyło jako pretekst do rozpoczęcia prześladowań. Najpełniejszą kroniką stalinowskiego antysemityzmu jest dzieło Arno Lustigera „Czerwona księga”. Opisuje kolejne fale nienawiści do Żydów: od masowych aresztowań z początku lat 20., przez antysemickie oblicze wielkiego terroru (1937 – 1938), aż po zwrot antysyjonistyczny związany z powstaniem Państwa Izrael i planowaną w komunistycznych krajach Europy Wschodniej przez Stalina serią procesów antysemickich (miało to być oczyszczanie lokalnych partii komunistycznych z „elementów żydowskich”). Wiele miejsca Lustiger poświęca Żydowskiemu Komitetowi Antyfaszystowskiemu. Jego historia doskonale oddaje stalinowską hipokryzję. Komitet założono w 1943 r. przez NKWD. Stojący na jego czele figuranci (m. in. Sołomon Michoels, znany aktor) ruszyli na Zachód walczyć o pomoc i sympatię dla Związku Sowieckiego. Za zebrane wśród zachodnich Żydów środki finansowe kupiono pokaźne zasoby broni i żywności. Autopromocja Specjalna oferta letnia Pełen dostęp do treści "Rzeczpospolitej" za 5,90 zł/miesiąc KUP TERAZ Koniec historii komitetu był jednak tragiczny. Jego członków aresztowano jako wrogów ludu i wydano wyroki śmierci. Sam Michoels zginął w 1948 rąk agentów bezpieki w sfingowanym wypadku samochodowym. Zgubiła go propozycja osiedlenia radzieckich Żydów na Krymie. Dla Stalina był to dowód spisku amerykańsko-syjonistycznego. Po 1945 r., gdy na terenach okupowanych przez Sowietów dochodziło do aktów antysemityzmu, NKWD patrzyło na nie przez palce. Stalinowi na rękę było udowadnianie, że tereny Ukrainy czy Polski zamieszkują faszystowscy nacjonaliści. Tę tezę lansowali na Zachodzie przez całą wojnę (szczególnie w otoczeniu prezydenta Roosevelta) także sowieccy agenci. Sugerowali, że przedwojenna Polska była krajem faszystowskim i że Polacy tak bardzo nienawidzą Rosjan, że w imię bezpieczeństwa ZSRR trzeba ich okupować. Jan Śledzianowski w książce „Pytania nad pogromem kieleckim” wspomina, że wieść o tragicznych wydarzeniach w Kielcach ucieszyła oficerów antyżydowskie działania machiny państwowej były jednoznacznie oceniane przez część rosyjskiej inteligencji. „Przez nasz kraj przeszła fala antysemityzmu, który był wyrazem ideologii faszystowskiej”– pisała w 1952 działaczka Komsomołu Lina Kaminska. Jak zauważa Yuri Slezkine w „Wieku Żydów”, wydarzenia z ostatnich lat życia Stalina były bezprecedensowe, opadła maska obłudy. Wcześniej sowieccy Żydzi ginęli, bo zarzucano im religijność (tak jak Polakom czy Rosjanom), nacjonalizm (jak Czeczenom czy Tatarom krymskim) albo odchylenia ideologiczne (jak bucharinowcom czy trockistom). Teraz mieli ginąć tylko dlatego, że byli Żydami. „Czego nie osiągnął Hitler, tego dokonał Stalin, a za nim jego naśladowcy w innych krajach”– pisze Slezkine. Tezy komunistycznych historyków o dobrym Stalinie, który ratował Żydów przed złym Hitlerem, są dziś nie do obrony. Ponurym żartem historii wydają się dziś uroczyste akademie organizowane przez żydowskich weteranów wojskowych po II wojnie światowej (także w Polsce) ku czci rocznic rewolucji październikowej. To rząd tymczasowy powołany w Rosji po rewolucji lutowej zniósł w 1917 r. antysemickie ustawy. Bolszewicy przeciwnie, w kolejnych latach odebrali Żydom wszelkie swobody.
Nikt nie ma monopolu na socrealizm. Udowodnił to właśnie Jan Polkowski, który w tygodniku „W sieci” czyta „Lalkę” Prusa jako pamflet na polskość. „Powieść Prusa jest od 130 lat podglebiem ideologów odpolaczenia Polaków” (swoją drogą ten wymyślony przez niego czasownik przypomina „odrobaczenie”). I nie, nie ma tym wywodzie jakiegoś drugiego dna, o które moglibyśmy podejrzewać subtelnego poetę. Najlepiej Polkowskiemu odpowiedział Jerzy Sosnowski, pisarz i znawca literatury tego okresu. Otóż Polkowski przede wszystkim demaskuje Wokulskiego, rusofila, który kolaboruje z carską armią, nienawidzi Polski i Polaków, antyklerykała i zaślepionego postępowca. To jeszcze nic, okazuje się, że byłby z niego materiał na faszystę albo komunistę, bo tak nienawidził ludzi. Generalnie jest to gnida, którą Prus nie wiedzieć czemu idealizuje. A dzisiaj przecież wiadomo, co by robił Wokulski – sprzedawałby Mistrale Rosjanom i wspierał separatystów na Ukrainie. Zresztą z samego Prusa żaden patriota. Lży tę Polskę i Warszawę, a chwali inne Paryże. No i jak to możliwe, że słowa Polska używa tylko raz „w obleśnej scenie flirtu Izabeli ze Starskim”, a przecież Polska nie powinna bohaterom schodzić z ust (mniejsza o to, czy cenzura rosyjska by to puściła). Cały ten wywód służy Polkowskiemu przede wszystkim do tego, żeby pokazać, dlaczego „Lalka” była użyteczna w PRL-u, kiedy „tworzono literaturę fałszującą rzeczywistość”. I ta „Lalka” – postępowa, tendencyjna, antypolska, prorosyjska – była jak znalazł. Najzabawniejsze jest to (jeśli w tym popisie barbarzyństwa może być cokolwiek zabawnego), że Polkowski dokonuje takiej samej ideologicznej redukcji tekstu, jaką jego zdaniem robiły podręczniki w PRL-u, kiedy wychwalały Prusa. Zamiast literatury postępowej i reakcyjnej wprowadza podział na patriotyczną i antypolską. Przerażający jest sposób, w jaki Polkowski czyta literaturę: wyrwane z kontekstu zdania, myśli narratora i różnych bohaterów wzięte za deklaracje ideowe samego pisarza, jakby to był poradnik agitatora, a nie powieść. Jeszcze bardziej przerażająca jest wizja literatury, która ma nas „zapolaczyć” (skoro tamta „odpolacza”). Czy tyle lat po Gombrowiczu można jeszcze całkiem serio stawiać literaturze zadania patriotyczne? A może ma być jeszcze optymistyczna i rysować świetlaną przyszłość naszej Polski „najpolstszej”? (To określenie z najnowszej książki Ziemowita Szczerka „Siódemka” – oj bardzo, bardzo antypolskiej). Jedno trzeba Polkowskiemu przyznać – nie jest sam. Podobne zawłaszczanie ideologiczne literatury odbywa się i z prawa, i z lewa. I można postawić między niemi znak równości – kiedy literatura staje się „reakcyjna” i „szkodliwa” zdaniem lewicy albo „antypolska” zdaniem prawicy, to znak, że nie chodzi o literaturę, ale o walkę ideologiczną. Ma to tyle wspólnego z literaturą, co zakładanie majtek Puchatkowi. Tylko tym razem nikomu nie jest do śmiechu.
dlaczego stalin nienawidził polaków